23 lipca złotą medalistką wyścigu została konserwatywno-chadecka Partia Ludowa (PP), z urobkiem 137 mandatów, i to jej przewodniczący Alberto Núñez Feijóo otrzymał od króla Filipa VI misję sformowania rządu. Pokonany premier Pedro Sánchez, którego Hiszpańska Socjalistyczna Partia Robotnicza (PSOE) zdobyła jedynie 122 mandaty, absolutnie nie składał jednak broni i intensywnie pracował nad odtworzeniem koalicji lewicowej. Warunkiem uzyskania przez rząd w Kongresie Deputowanych (Senat, podobnie jak u nas, w tej rozgrywce nie uczestniczy) wotum zaufania jest zebranie co najmniej 176 głosów. Gabinetowi zmontowanemu przez PP nie udało się we wrześniu przeskoczyć tego progu, zatem inicjatywa przeszła do PSOE. Na horyzoncie realne były już kolejne wybory, ale 16 listopada Pedro Sánchez wreszcie triumfował – pełne napięcia głosowanie ostatniej szansy wygrał 179:171. PSOE zebrała głosy radykalnie lewicowego Sumaru oraz mniejszych partii regionalnych, w tym separatystów z Baskonii i Katalonii. Ceną będzie amnestia dla polityków katalońskich organizujących w 2017 r. referendum niepodległościowe, uznane przez Madryt za zdradę stanu. Obecnie centroprawica podobnie określa amnestię, która ma łamać hiszpańską konstytucję oraz narażać na niebezpieczeństwo integralność królestwa. Przeciwko amnestii masowo demonstrował elektorat głównie prawicowy, ale nie tylko i nie wyłącznie w Madrycie.
Rządowe rozstrzygnięcie w odległej Hiszpanii ma przełożenie na obecną sytuację w Polsce. Największym przegranym czwartkowego głosowania naturalnie jest PP, natomiast drugim – skrajnie prawicowy Vox (Głos), bliski sojusznik naszego PiS. Do kosza trafiła zatem teza naszych dotychczasowych władców o postępującym w UE zwrocie na prawo. Akurat PSOE, wsparta przez Sumar, jest jedną z najbardziej radykalnych partii w grupie Socjalistów i Demokratów w Parlamencie Europejskim. Ważniejszy jest jednak czwartkowy finał rządowej rozgrywki – nie pierwszy raz w demokracji parlamentarnej okazało się, że samo zajęcie pierwszego miejsca nic nie daje, jeśli złoty medalista nie ma jakichkolwiek zdolności koalicyjnych. U nas PiS zdobywało w latach 2015 i 2019 samodzielną większość bezwzględną w Sejmie, z identycznymi wynikami po 235 mandatów, ale 15 października 2023 r. urobek wyniósł tylko 194. Po doświadczeniach minionych ośmiu lat dosłownie nikt, łącznie z Konfederacją, nie chce z PiS rozmawiać. Dotychczasowi wszechwładcy kraju żyją jednak mrzonkami i codziennie potwierdzają prawdziwość tezy, że siła grająca na zwłokę to zwłoki grające na siłę.
Lewicowy stary/nowy rząd hiszpański w okresie pandemii podejmował decyzje zdecydowanie różniące się od taktyki PiS. Dość skutecznie utrzymana została w ryzach inflacja, natomiast prawdziwym dramatem społecznym stało się w Hiszpanii bezrobocie. Pewna plaga jest szokująca z polskiego punktu widzenia – lewicowa pobłażliwość prawna dla ludzi, którzy dość bezczelnie zajmują cudze mieszkania czy domy, które akurat nie są zamieszkiwane na stałe, czyli według intruzów – właścicielom zbędne…
Hiszpania od 1 lipca sprawuje półroczną prezydencję ministerialnej Rady UE. Z tego punktu widzenia termin przedterminowych wyborów akurat 23 lipca był zatem najgorszy z możliwych, ale paradoksalnie – półroczna prezydencja przebiega sprawnie. Pedro Sánchez cały czas zachowywał się jak premier pełnoprawny, a nie jedynie administrujący, zorganizował nawet specjalny szczyt Rady Europejskiej w Granadzie. Od czwartku stało się już pewne, że na planowym szczycie 14-15 grudnia będzie swoje państwo triumfalnie reprezentował. Czego raczej już nie doczeka Mateusz Morawiecki…