Departament Energii, odpowiedzialny za amerykański arsenał nuklearny, poinformował, że w testach przeprowadzonych w południowej Nevadzie wykorzystano substancje chemiczne i radioizotopy do “zweryfikowania nowych modeli przewidywanych eksplozji”. Modele te mają pomóc w wykrywaniu wybuchów atomowych w innych krajach. Chociaż taki test jest zgodny z prawem, jego timing jest istotny, ponieważ nastąpił tuż po ogłoszeniu przez Rosję, że nie będzie przestrzegać traktatu o całkowitym zakazie testów nuklearnych, który zakazuje wszelkich eksplozji jądrowych. Traktat ten nigdy nie wszedł w życie, ale zarówno Rosja, jak i Stany Zjednoczone dotrzymywały jego postanowień od zakończenia zimnej wojny.
Amerykańscy urzędnicy twierdzą, że większa przejrzystość jest potrzebna, ponieważ obie strony, mimo że nie przeprowadzają testów głowic nuklearnych, wykonują tzw. eksperymenty podkrytyczne, czyli wybuchy służące do weryfikacji projektów broni bez wywoływania pełnej reakcji łańcuchowej. Te mniejsze eksplozje nadal mogą być wykryte przez wrażliwe stacje sejsmiczne i wzbudzać podejrzenia u rywali.
Rośnie napięcie w stosunkach USA z Rosją
Daryl Kimball, dyrektor wykonawczy Stowarzyszenia Kontroli Zbrojeń, apeluje o dialog między obiema stronami w celu budowy zaufania. Jednak analitycy obawiają się, że takie działania, jak test przeprowadzony przez Narodową Administrację Bezpieczeństwa Jądrowego, mogą być źle zrozumiane i prowadzić do dalszej eskalacji, szczególnie w kontekście napięć między USA a Rosją zaostrzonych przez sytuację na Ukrainie.
Rosja sugeruje, że powinna być przeprowadzona międzynarodowa ocena prawnego charakteru eksplozji w Nevadzie. Jednym z rozważanych rozwiązań jest umożliwienie niezależnym obserwatorom zbierania danych z miejsc przeprowadzania podkrytycznych testów nuklearnych. Obecnie obserwatorzy Organizacji Traktatu o Zakazie Testów z siedzibą w Wiedniu mają ograniczone możliwości. Ostatecznie celem jest zapobieżenie wznowieniu testów jądrowych, co wydaje się obecnie bardziej istotne niż kiedykolwiek.