We wrześniu polski eksport towarów był nominalnie o 4,9 proc. niższy rok do roku, co jest najsłabszym wynikiem od maja 2020 r., a nie licząc pandemii od października 2009 r. Jednak trzeba pamiętać, że ten spadek jest w dużej mierze wynikiem zmian cen. We wrześniu inflacja cen producentów wyniosła w Polsce -5,6 proc., a inflacja cen producentów dla rynków eksportowych -4 proc. Kiedy skorygujemy więc eksport o inflację, otrzymujemy realny spadek o 1 proc. To nie jest superwynik, ale nie ma dramatu. Wystarczy spojrzeć na wykres, nie jesteśmy pod względem wolumenu eksportu daleko od długookresowego trendu.
Ciekawe rzeczy dzieją się w strukturze geograficznej eksportu. Sprzedaż do Niemiec spada, a do krajów Grupy Wyszehradzkiej, które łącznie są drugim polskim partnerem eksportowym, wręcz się załamała. Cały region jest wpięty w niemieckie łańcuchy dostaw, więc to wszystko jest efektem recesji w niemieckim przemyśle. Poświęcałem jej w ostatnich tygodniach więcej uwagi, pokazując, jak wciąż Niemcy odczuwają negatywne skutki kryzysu energetycznego.
Natomiast sprzedaż do innych regionów świata wolumenowo rośnie. Najbardziej do Azji, Europy poza Unią Europejską oraz Afryki. Wśród 30 największych partnerów handlowych Polski najwyższą roczną dynamikę sprzedaży we wrześniu zanotowano do Indii, Chin, Białorusi, Turcji, Kanady i Wielkiej Brytanii. Intrygującą pozycję na tej liście stanowi Białoruś – najwyraźniej sprzedaż pośrednia do Rosji idzie bardzo płynnie. W przypadku Afryki nie mamy żadnych krajów w pierwszej trzydziestce partnerów handlowych. Ale sprzedaż na duże rynki RPA i Nigerii rośnie w tempie ponad 30 proc. rocznie.
Najbliższa przyszłość eksportu zależy oczywiście od tego, jak szybko Niemcy wyjdą z dołka. Na pewno istnieje szansa, że stanie się to w 2024 r., kiedy efekty spadku cen gazu z minionego roku zaczną pozytywnie wpływać na niemieckie branże energochłonne. Będzie to też moment, kiedy niemiecki konsument powinien wyraźnie zwiększyć swoje zakupy w reakcji na poprawę dynamiki realnej dochodów.
Jednak istnieje też ryzyko, że do tego czasu niemieckie firmy zaczną ścinać inwestycje i stagnacja się utrwali. Coraz bardziej negatywny wpływ na decyzje niemieckich firm mają rosnące realne stopy procentowe, które czynią część projektów inwestycyjnych nieopłacalnymi.