To jedna ze strategicznych decyzji, ponieważ w kolejnym kroku na wniosek desygnowanego kandydata prezydent powołuje rząd i przyjmuje przysięgę od ministrów, którzy normalnie rozpoczynają urzędowanie. Podkreślam, że ta faza dzieje się bez jakiegokolwiek oglądania się na Sejm, godzina próby nadchodzi dopiero w ciągu 14 dni w głosowaniu nad wotum zaufania. Jeśli mniejszościowy gabinet zostanie odrzucony, to nadal przez pewien okres administruje. Wynika z tego, że prezydent może faktycznie przedłużyć rządy np. Prawa i Sprawiedliwości, czyli swojej matki partii, lekko o półtora miesiąca ponad konstytucyjną normę.
W historii III Rzeczypospolitej zdarzył się tylko jeden przypadek przeforsowania rządu prezydenckiego. W 2004 r. Aleksander Kwaśniewski tak obsadził premiera Marka Belkę, aby przeciągnąć o rok rządy Sojuszu Lewicy Demokratycznej po odejściu Leszka Millera. Przy czym wtedy wykorzystał całkowite rozbicie Sejmu, który nie był w stanie nawet zaproponować jakiejkolwiek kadrowej alternatywy. Teraz jest zupełnie inaczej – Koalicja Obywatelska, czyli srebrna medalistka wyborczego wyścigu, jako pierwsza oficjalnie zarejestrowała w przestrzeni publicznej Donalda Tuska jako kandydata na premiera. Tym bardzo sprytnym ruchem uprzedziła analogiczne posunięcie prezesa Jarosława Kaczyńskiego, który dopiero ma zamiar zdecydować, czy kandydatem będzie na pewno Mateusz Morawiecki. Teoretycznie wszystko na to wskazuje, ale najwyższy władca – wspominam o okresie odchodzącym w przeszłość – wykonywał już najróżniejsze zwroty. Na Nowogrodzkiej rozeszły się nawet pogłoski, że może zgłosić… siebie. To raczej absurd, ponieważ prezes nie znosi porażek, na razie i tak pozostaje w głębokim szoku po klęsce referendum, w którym niewdzięczny suweren odmówił poparcia jego czterech tez zawartych w pytaniach z entuzjazmem frekwencyjnym powyżej 50 proc.
Prezydent zapowiedział rozmowy ze wszystkimi w kolejności wyników. A zatem rozpocznie naturalnie od Prawa i Sprawiedliwości, a skończy na piątej Konfederacji. Sama taka konstrukcja konsultacji jest w porządku, zgodna z logiką i normami konstytucyjnymi. Zupełnie inną kwestią jest natomiast wynik konsultacji, w których absolutnym priorytetem musi być realny wynik głosowania Sejmu nad wotum zaufania. Jeśli Andrzej Duda z pełną wiedzą o braku możliwości zatwierdzenia osamotnionego gabinetu PiS mimo wszystko wykona rozkaz prezesa i desygnuje jego kandydata – to naprawdę zasłuży na Trybunał Stanu. Ale nawet nie wybiegając tak daleko – sparaliżuje sobie jakiekolwiek możliwości współpracy z większością parlamentarną. Będzie oczywiście wetował wszystko co się da, ale może doczekać się potężnego odwetu. Podam tylko jeden drobny przykład. Wystarczy, że 1 Baza Lotnictwa Transportowego z Okęcia, podlegająca MON, zablokuje mu samolot. Nie chodzi o potrzebne państwu wizyty zagraniczne, lecz o fruwanie niczym prywatną taksówką np. do domu w Krakowie. Boeing 737 w piątek pasażera zawozi i natychmiast na pusto powraca, potem w niedzielę odwrotnie – na pusto leci z Warszawy-Okęcia do Krakowa-Balic i jako kurs PLF101, czyli już z prezydentem na pokładzie, powraca. Radykalne przycięcie tego całkowicie prywatnego fruwania za państwowe to naprawdę tylko czubek góry lodowej możliwości restrykcyjnych, jakimi aparat rządowy dysponuje…