Do wahań rynkowych cen walut staram się nie przywiązywać nadmiernej wagi, ale ostatni rajd złotego zasługuje na bliższą analizę. W czwartek po południu kurs euro wynosił 4,37 zł. W ciągu pięciu dni złoty umocnił się 1,5 proc., w ciągu miesiąca o 4 proc., a w ciągu roku o 8 proc. Ostatni raz tak duże umocnienie miało miejsce w 2012 r., kiedy strefa euro cofała się stopniowo znad granicy przepaści finansowej.
Oczywiście ex post takie ruchy łatwo wyjaśnić, choć prawda jest taka, że warunki do umocnienia wcale nie były bardzo dobre i ten rajd ma w sobie komponent zaskoczenia. Umocnieniu złotego sprzyja poprawa salda na rachunku obrotów bieżących, która pokazuje szybkie zrównoważenie gospodarki po kryzysie energetycznym. Do pieca dołożyła także Rada Polityki Pieniężnej, która – ustami prezesa NBP – zapowiedziała wstrzymanie cyklu obniżek stóp procentowych. Pomaga amerykański bank centralny Fed, który wstrzymuje podwyżki stóp procentowych w dolarach i tym samym wspiera apetyt inwestorów spekulacyjnych na ryzyko. A na to wszystko nakłada się czynnik polityczny, czyli nadzieja inwestorów na poprawę relacji – również finansowych – Polski z Unią Europejską po zmianie władzy w Warszawie.
Nie oznacza to, że złoty był skazany na umocnienie. Polska ma większe problemy z inflacją niż jej najważniejsi partnerzy handlowi, a to nie sprzyja krajowej walucie. Czekają nas bardzo duże emisje obligacji skarbowych w nadchodzących latach, co również powinno sprzyjać raczej niższym niż wyższym wycenom polskich aktywów, szczególnie obligacji. Ale najwyraźniej te czynniki zeszły na dalszy plan. To nie pierwszy raz, kiedy nastroje inwestorów globalnych zmieniają się w innym momencie niż nastroje w kraju.
Mocna zmiana kursu jak zwykle jednych cieszy, a innych boli. Importerzy korzystają, eksporterzy tracą. A ponieważ jesteśmy krajem bazującym model rozwojowy na tanim eksporcie i dużych nadwyżkach handlowych, to można traktować duże umocnienie kursu waluty krajowej jako pewne zagrożenie dla wzrostu gospodarczego. Widać, że po raz pierwszy od ponad ośmiu lat kurs euro znajduje się przez więcej niż dwa dni z rzędu poniżej górnej granicy opłacalności eksportu, mierzonej przez NBP w badaniach ankietowych (poziom podawany jest raz na kwartał). To oznacza, że dla około 1/5 ankietowanych firm bieżący kurs walutowy może czynić eksport nieopłacalnym.
Na razie nie ma co za bardzo przejmować się tymi negatywnymi efektami. To nie jest zmiana, która doprowadziłaby do zaburzenia modelu rozwojowego już dziś. A jednocześnie korzystamy na antyinflacyjnych efektach aprecjacji. Każde 10 proc. umocnienia złotego to 0,2 pkt proc. niższej inflacji tylko z tytułu niższych cen paliw, a do tego dochodzą niższe ceny innych importowanych towarów, niższe ceny sprzedaży towarów produkowanych w kraju, przez to mniejsza presja płacowa. Z szacunków prezentowanych w badaniach NBP można wnioskować, że 10 proc. umocnienia złotego może obniżyć poziom cen nawet do 2 proc. Część tego efektu już się dokonała, ponieważ umocnienie złotego trwa od kwietnia, ale część jeszcze przed nami, jeżeli oczywiście dobrą passę uda się podtrzymać.