Koalicja Obywatelska zapowiedziała utrzymanie tych benefitów socjalnych, które już zostały przyznane – jak 500+ (które zmieni się w 800+) oraz trzynasta i czternasta emerytura. Obiecała też 30-procentową podwyżkę płac dla nauczycieli oraz 20-procentową la pracowników budżetówki (minimum 1500 zł brutto). Polska 2050, która ma współtworzyć rząd, obiecywała podwyżki dla budżetówki, które zniwelują straty wynikające z inflacji. Lewica mówiła o 20-procentowej podwyżce i stałej waloryzacji płac w tym sektorze. Wszystko to w sytuacji, gdy deficyt budżetu państwa w tym roku wyniesie ponad 5 proc. PKB.
– Sytuacja budżetowa nie jest idealna. Trudno będzie partiom do tej pory opozycyjnym zrezygnować ze swoich obietnic, ale ich realizacja nie będzie łatwa – mówi Piotr Bielski, główny ekonomista Banku Santander.
Siła konsumenta rośnie
Inwestorzy giełdowi tuż po ogłoszeniu wyników wyborów chętnie kupowali akcje wybranych spółek z sektora detalicznego, jak Pepco, LPP i CCC, ale mogło być to związane z danymi, świadczącymi o wzroście wydatków kartowych na odzież (ochłodziło się, zbliżają się też Zaduszki). Janusz Pięta z Biura Maklerskiego mBanku mówi, że nie sposób jednoznacznie wskazać, czy przejecie władzy przez opozycję jest już w cenach spółek handlowych.
– Warto się zastanowić, czy wszystkie ogłaszane postulaty będą rzeczywiście spełnione. Część partii obiecywała wzrost płac w budżetówce, nie jesteśmy też pewni, jaka będzie decyzja w sprawie VAT na żywność w przyszłym roku, który miał od 1 stycznia wzrosnąć – dodaje analityk z BM mBanku.
Przypomnijmy, że Sejm uchwalił już podwyżkę 500+ do 800+, która wejdzie w życie od 1 stycznia. Popyt konsumencki będzie wspierać także podwyżka płacy minimalnej, która od nowego roku wyniesie 4242 zł brutto. A do tego gospodarcza sytuacja konsumentów poprawia się z miesiąca na miesiąc.
20proc.
Minimum tyle podwyżki dla budżetówki obiecywali przedstawiciele partii, które mają stworzyć rząd.
– Od strony popytowej powinno to być pozytywne dla wszystkich spółek z sektora. Od kilku miesięcy średnia pensja rośnie szybciej od inflacji. Co prawda dane GUS nie są reprezentatywne dla całej gospodarki, ale jednak pokazują pewien trend. Mamy znów do czynienia z realnym wzrost płac dzięki malejącej inflacji – mówi Łukasz Wachełko, analityk Wood&Company.
Ekonomiści prognozują, że nawet bez dodatkowych impulsów konsument w przyszłym roku będzie siłą napędową gospodarki. To skutek tego, że przez 1,5 roku spowolnienia gospodarczego rynek pracy nie ucierpiał, a bezrobocie istotnie nie wzrosło.
– Zarówno płace, jak i świadczenia społeczne rosną w dwucyfrowym tempie, czyli znacznie powyżej inflacji. W rezultacie w najbliższych kwartałach będziemy mieli do czynienia z bardzo silnym wzrostem dochodów. Ożywienie konsumpcyjne tworzy się na naszych oczach – mocno wierzymy w to, że cały przyszły rok to będzie rok silnego wzrostu konsumpcji, która przyśpiesza. Jeśli dołożymy do tego realizację obietnic wyborczych, to będzie on jeszcze silniejsza. Ożywienie gospodarcze napędzane konsumpcją wesprą inwestycje dzięki odblokowaniu środków z KPO – mówi Piotr Bielski.
Ożywieniu nie powinno zagrozić wygaszenie tarcz antyinflacyjnych. Powrót VAT na żywność do poziomu 5 proc. nieco podbije inflację, ale ta nadal powinna pozostać jednocyfrowa. Ekonomiści PKO BP oszacowali nawet, że gdyby VAT nie wzrósł, to inflacja na wiosnę spadłaby poniżej 4 proc.
– Relacja między wzrostem płac a cen będzie jednak na korzyść wynagrodzeń. One rosną dwucyfrowo, a inflacja może wahać się w przedziale 6-7 proc. w przyszłym roku, zatem realna siła nabywcza konsumentów będzie rosła. Przez ostatni rok konsumentów wstrzymywała także niepewność związana z wojną w Ukrainie czy kryzysem energetycznym. Obecnie rośnie optymizm – koniunktura konsumencka od kilku miesięcy się poprawia – mówi Piotr Bielski.
Konsumpcji nie powinno także zagrozić wprowadzenie dodatkowych narzędzi zachęcających do oszczędzania jak np. likwidacja lub ograniczenie podatku Belki.
– Oprocentowanie obligacji detalicznych już jest bardzo korzystne, a ewentualne zmiany w podatku Belki też nie podniosą stopy oszczędności. Realne stopy procentowe są ujemne, a to sprzyja wydawaniu, a nie oszczędzaniu. Stopa oszczędności w Polsce była wyższa tuż po wybuchu wojny w Ukrainie i u progu kryzysu energetycznego. Teraz wracamy do długofalowego trendu, który pokazuje, że Polacy mają niską skłonność do oszczędzania, a widząc, że sytuacja jest dobra, nie będziemy budowali oszczędności. To się może zmienić, jeśli pojawią się nowe zagrożenia – mówi Piotr Bielski.
Handel w niedziele nieoczywisty
Zanim wprowadzono zakaz handlu w niedziele dzień ten miał spore znaczenie, zwłaszcza dla galerii handlowych. Zwyczaje jednak się zmieniły, a zakaz prawdopodobnie nie zostanie zniesiony całkowicie. Polska 2050 obiecywała dwie handlowe niedziele w miesiącu, Lewica i Koalicja Obywatelska były za całkowitym zniesieniem zakazu.
– Spodziewałbym się raczej stopniowego poluzowania zakazu handlu w niedziele niż całkowitego jego zniesienia. Kolejny dzień wsparłby segment impulsowy, w tym segment restauracyjny, choć wydaje mi się, że po tylu latach zakazu handlu w niedziele zmieniliśmy zwyczaje zakupowe i nagle się to nie odmieni. Nie ma co liczyć, że będziemy robić znacznie więcej zakupów – mówi Łukasz Wachełko.
– Zniesienie handlu w niedzielę powinno mieć pozytywny wpływ na sprzedaż. Jednak w przypadku spółek spożywczych ten wpływ może nie być aż tak znaczący ze względu na już dokonaną zmianę nawyków zakupowych, a dodatkowo może on zostać zmniejszony przez potencjalny wzrost kosztów, gdyż płaca dla pracowników za niedzielę wzrośnie – mówi Janusz Pięta.
Partie, które będą tworzyć rząd, rzeczywiście chciały znieść zakaz, polepszając sytuację pracowników. Koalicja Obywatelska chce zagwarantować pracownikom dwa wolne weekendy w miesiącu i podwójne wynagrodzenie za pracę w dni wolne. Lewica proponowała 2,5-krotnie wyższe wynagrodzenie za prace w niedziele i święta oraz prawo do dwóch wolnych niedziel w miesiącu.
– Przy pensji w niedzielę wyższej o 30-50 proc. w porównaniu z tygodniem nie jest jednoznaczne, czy będzie to opłacalne dla wszystkich handlowców. Wiele sieci, takich jak Biedronka czy Rossmann, wprowadza kasy samoobsługowe, które są odpowiedzią nie tylko na wysokie koszty pracy, ale również brak siły roboczej. W przypadku Dino kas samoobsługowych nie ma i nie wydaje mi się, aby przy obecnym formacie sklepu realistyczne było oczekiwanie ich wprowadzenia – mówi Łukasz Wachełko.