Przed rocznicą agresji Rosji na Ukrainę bardzo naturalne jest pytanie, jaka jest przekładalność najróżniejszych szczytnych konkluzji i rezolucji na realną perspektywę jeśli nie zakończenia, to choćby zawieszenia wojny.
Zdecydowanie najłatwiej przychodzi podejmowanie ogólnikowych uchwał niedecyzyjnych. Na przykład Parlament Europejski w rezolucji upamiętniającej rok agresji
kolejny raz zdecydowanie potępił Rosję i potwierdził poparcie dla udzielania Ukrainie pomocy wojskowej „tak długo, jak będzie to konieczne”. Wezwał do „poważnego rozważenia” dostarczenia do Kijowa zachodnich odrzutowców i helikopterów bojowych, odpowiednich systemów rakietowych oraz znacznego zwiększenia dostaw amunicji. Ukraina musi być nie tylko zdolna do obrony, ale także do „odzyskania pełnej kontroli nad całym swoim uznanym przez społeczność międzynarodową terytorium”. Należy to odczytywać jako postulat nie tylko powrotu do stanu sprzed 24 lutego 2022 r., lecz także do zwrotu przez Rosję zagarniętego w 2014 r. półwyspu Krym. Państwa UE oraz sojusznicze wezwane zostały do zwiększenia skuteczności już obowiązujących sankcji, a także do podjęcia pilnych kroków w celu zablokowania obchodzenia restrykcji.
Na przyziemnym drugim biegunie sytuuje się trudne do ukrycia całkowite nieprzygotowanie bazy wytwórczej Zachodu. Obecnie jednym z najważniejszych postulatów Ukrainy są dostawy amunicji do środków obrony już posiadanych. Niestety, europejskie magazyny są puste, zaś fabryki działają na zwolnionych obrotach. Przemysł zbrojeniowy przez lata działał w uśpieniu, ponieważ jest ogromnie kosztowny i po kryzysie finansowym z 2008 r. wydatki militarne były cięte w pierwszej kolejności. W tamtej epoce zagrożenie dla Europy ze strony Rosji, blisko współpracującej z NATO i uczestniczącej w szczytach G8, było przecież oceniane jako zerowe. Praktycznie wszędzie – może z wyjątkiem państw naszego regionu, mających doświadczenia geograficzne i historyczne – redukcje budżetów wojskowych osłabiły armie i ograniczyły zapasy. Niestety, rok agresji jeszcze nie spowodował zmiany mentalności europejskiej klasy politycznej i zwrotu decyzyjnego o 180 stopni.
Jaskrawym dowodem wciąż trwającego marazmu był przebieg ubiegłotygodniowego szczytu Rady Europejskiej (RE). Brak decyzji w sprawie wspólnych zakupów amunicji dla Ukrainy przez kraje UE był wielkim zawodem dla zaproszonego do Brukseli prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Temat wróci na kolejnym szczycie w marcu, ale trudno liczyć na szybki przełom. Im dalej od linii frontu, tym opór unijnych rządów jest większy, a konkluzje RE wymagają jednomyślności. Notabene to jeszcze jeden przykład, że ta traktatowa zasada, której twardo broni rząd PiS, jest kijem z dwoma końcami. Ukraina pozostaje przy nadziei, że zachodnie młyny decyzyjne przyspieszą i w dostawach amunicji nastąpi przełom podobny do czołgowego. Leopardy A2 w zadeklarowanej przez kilka państw liczbie nie wystarczą na sformowanie choćby składkowego batalionu, który w NATO składa się przecież z czterech pełnych kompanii – zatem deklaracja ministra Mariusza Błaszczaka o już stworzonym batalionie jest nieprawdziwa – ale przynajmniej pokrzepią ukraińskie serca.
W najbliższych dniach debaty polityczne na temat wojny wzniosą się na najwyższy poziom. Weekend stoi pod znakiem 59. Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, a potem 22 lutego w Warszawie odbędzie się szczyt B9, czyli regionalnej podgrupy Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego z udziałem prezydenta Josepha Bidena. Doniosłość deklaracji jest gwarantowana, natomiast ich przełożenie na decyzyjne konkrety to wielka niewiadoma.
© ℗