Prezydent najwidoczniej przejął się tytułem mojego czwartkowego komentarza „Niekonstytucyjnie po pieniądze z UE” i już w piątek ogłosił odmowę – w trybie art. 122 Konstytucji RP – podpisania zmiany ustawy o Sądzie Najwyższym i trzech innych ustaw sądowych.
Oczywiście żartuję, Andrzej Duda już od dawna sygnalizował, że przepisy ustawy mu się nie podobają. Na pewno jednak zaskakuje tempo jego decyzji, ogłoszonej już drugiego z 21 dni przysługujących na podpisowy namysł. Najbardziej zaskoczony jest premier Mateusz Morawiecki, który w piątek na szczycie w Brukseli z nadzieją dywagował jeszcze w południe „zobaczymy w najbliższych trzech tygodniach, jaka ta decyzja będzie”, zaś wieczorem odebrał po mszy smoleńskiej hiobową wieść z nadanego w telewizji o godzinie 20 krótkiego orędzia prezydenta.

W piątek 10 lutego przed wieczorem Andrzej Duda w Brzezinach starał się przełamać głośne protesty grupy mieszkańców przeciwko CPK, natomiast w Warszawie już czekało na emisję telewizyjną o godzinie 20 krótkie orędzie z wieścią hiobową dla rządu. Fot. KPRP / Przemysław Keller
Andrzej Duda skorzystał z ust. 3 wspomnianego artykułu konstytucji, a nie z ust. 5. Nie podpisując nie zwrócił ustawy do Sejmu w celu ponownego uchwalenia jej większością co najmniej 3/5 głosów – co popularnie nazywane jest wetem – lecz przesłał ją prewencyjnie do Trybunału Konstytucyjnego (TK) w celu zbadania zgodności z Konstytucją RP. Do momentu ogłoszenia wyroku ustawa pozostaje w zawieszeniu, co może potrwać długie miesiące. Co prawda prezydent zaapelował o szybkie rozpatrzenie wniosku, ale dla niemrawego obecnego TK co najmniej kwartał to minimum. Osobiście stawiałem, że Andrzej Duda raczej ugnie się przed żądaniami PiS i ustawę podpisze, ale od razu składając do TK wniosek o zwykłe zbadanie jej w trybie następczym jako już obowiązującej. Zdecydował się jednak na zastopowanie, ale niestety uciekł od odpowiedzialności głowy państwa i złożył decyzję w ręce… Julii Przyłębskiej, która stoi na czele TK jako posiadaczka tytułu „odkrycia towarzyskiego ostatnich lat” nadanego jej przez najwyższego władcę Jarosława Kaczyńskiego. Notabene spośród 15-osobowego składu TK sześciu sędziów – wszyscy wybrani przez Sejm już w epoce PiS – stoi twardo na stanowisku, że kadencja prezeski wygasła 20 grudnia 2022 r. i od dwóch miesięcy jest ona uzurpatorką. Wewnętrzne pęknięcie TK powoduje, że w tej chwili trudno przewidywać, jaka może być np. decyzyjna efektywność obiadku wydanego przez tzw. odkrycie towarzyskie dla jego odkrywcy. Jarosław Kaczyński oczywiście głosował w Sejmie z całym PiS zarówno 13 stycznia za ustawą, jak też 8 lutego za odrzuceniem poprawek Senatu – zatem dla niego konstytucyjność jest niepodważalna.
Narracja rządowa od wniesienia 13 grudnia 2022 r. projektu jest konsekwentna. Ustawa o zmianie systemu dyscyplinowania sędziów, uzgodniona przez ministra Szymona Szynkowskiego vel Sęka z Komisją Europejską, jest bardzo pilna, ponieważ to tzw. kamień milowy na drodze do uzyskania z UE pieniędzy finansujących Krajowy Plan Odbudowy i Zwiększania Odporności (KPO). Od minionego piątku rządowa pilność zderza się z narracją Andrzeja Dudy. Oto okazuje się, że nieuchronne opóźnienie ewentualnego wejścia ustawy w życie – które oczywiście uzależnione jest od pozytywnego wyroku TK – stało się… nieistotne, albowiem to tylko jeden z kamieni milowych, do wypełnienia obszernej umowy z KE w sprawie KPO pozostaje wiele innych zaległości. Co jest prawdą, przypomnę mój kamień ulubiony – zlikwidowanie błyskawicznego forsowania ustaw w Sejmie oszukańczą ścieżką poselską bez jakichkolwiek konsultacji. Właśnie w taki sposób wniesiony został projekt ministra Szynkowskiego vel Sęka – ze swej istoty rządowy, ale podrzucony z zaskoczenia jako pseudoposelski. Już z powodu tego grzechu pierworodnego wersja skierowana do TK nie zasługuje na wejście do obiegu prawnego.
© ℗