W zeszłym roku doszło do wyjątkowego zjawiska w gospodarce — realne wynagrodzenia pracowników obniżyły się, mimo że stopa bezrobocia była historycznie niska. W przeszłości nigdy nie zdarzyło się, by płace realnie mocno zwolniły przy cyklicznie niskim bezrobociu. Jeżeli pozycja przetargowa pracowników się nie pogorszy, to wkrótce może dojść do wyraźnego odbicia realnych płac. W praktyce będzie to oznaczało, że presja płacowa będzie zwalniała dużo wolniej niż zdolność podnoszenia cen przez firmy. Dla niektórych przedsiębiorstw może to być zaskoczenie i oznaczać szybszą od oczekiwań redukcję marż.
Nie ma jeszcze finalnych danych, ale wiele wskazuje na to, że realne wynagrodzenie w gospodarce narodowej (około 10 mln pracujących w średnich i dużych firmach oraz administracji) obniżyło się w 2022 r. o około 1,5 proc. Na razie mamy dane z sektora przedsiębiorstw (6,5 mln pracujących), gdzie realnie przeciętne wynagrodzenie obniżyło się o 3 proc.
Jednocześnie na koniec zeszłego roku stopa bezrobocia obniżyła się do 5,2 proc. wobec 5,8 proc. pod koniec 2021 r., tym samym wróciła do poziomu z końca ostatniego roku przed pandemią.

Jak widać na wykresie, w przeszłości realne wynagrodzenie zwalniało w warunkach rosnącej stopy bezrobocia. Pracownicy mieli słabszą pozycję przetargową i nie byli w stanie wynegocjować wyraźnej poprawy realnej płacy. Teraz sytuacja była zupełnie inna — pozycja przetargowa pracowników była wysoka, ale płace realne bardzo wyraźnie zwolniły, a wręcz się załamały. Taki spadek realny przeciętnej płacy wystąpił po raz pierwszy od 1993 r.
Powód tej anomalii jest oczywisty — nagły wstrząs inflacyjny. Firmy szybciej podnosiły ceny niż płace. Ale ten wstrząs może mieć dwie głębsze przyczyny, które już niestety nie są łatwe do zidentyfikowania gołym okiem, a mają istotny wpływ na dalszą ścieżkę płac.
Pierwszą przyczyną jest tzw. szok podażowy, czyli wzrost cen wywołany ograniczeniem dostępności surowców. Wstrząs tego typu powinien doprowadzić do przejściowego spadku realnego płac, ale nie do spadku zatrudnienia i wzrostu bezrobocia. I to się dzieje. Kłopot polega na tym, że sam wstrząs podażowy nie może wyjaśniać całości inflacji i jej konsekwencji. Gdyby bowiem tylko ten wstrząs był przyczyną inflacji, to spaść powinny nie tylko realne wynagrodzenia, ale też realne zyski firm. Tymczasem zyski realnie rosły, przynajmniej przez większą część roku.
Drugą przyczyną inflacji jest wysoki popyt i rosnące oczekiwania inflacyjne. Wstrząs tego typu prowadzi do przesunięcia dochodu krajowego od pracowników do właścicieli firm. W warunkach rosnących oczekiwań inflacyjnych firmy zwiększają narzuty cenowe ponad koszty, w ten sposób zabezpieczając się przed przyszłym nieoczekiwanym wzrostem presji kosztowej. Cena sprzedaży może być bardziej sztywna i trudniejsza do zmiany niż średnia cena zakupu komponentów, surowców i usług zewnętrznych, więc firma zwiększając narzut w pewnym sensie zabezpiecza się na przyszłość. Jednocześnie szybszy wzrost cen niż płac może dawać firmom iluzoryczny sygnał, że realna cena pracy spada.
Jeżeli bezrobocie utrzyma się na niskim poziomie, to pracownicy mogą chcieć nadrobić stracone realne dochody i odwrócić strukturę podziału dochodu. Nie stanie się to przez wzmożenie nominalnego wzrostu płac, lecz raczej utrzymanie go bez większych zmian w warunkach spadającej inflacji.
Ogólny wzrost cen może stopniowo zwalniać z powodu globalnych procesów dezinflacyjnych oraz podwyżek stóp procentowych w kraju. To oznacza, że firmom coraz trudniej będzie przerzucać koszty na odbiorców końcowych. Jednocześnie niskie bezrobocie może podtrzymywać nominalną dynamikę wynagrodzeń. W ten sposób realne wynagrodzenia zaczną ponownie rosnąć, a marże będą się firmom kurczyły. W ten sposób podział dochodu krajowego między właścicieli firm i pracowników zostanie przywrócony do punktu wyjścia sprzed wstrząsu inflacyjnego.
Co stanie się dalej? Możliwe, że firmy będą musiały zaakceptować przejściowy spadek marż i zgodzić się na to, że po paru tłustych latach przyjdą dla nich lata chude. Gorszy scenariusz jest taki, że w warunkach szybkiego wzrostu realnych płac zaczną zwalniać pracowników.