Produkcja sprzedana przemysłu była w grudniu 2022 r. o 6,4 proc. niższa niż w listopadzie. Z opublikowanych 23 stycznia 2023 r. danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że rok do roku wzrosła o 1 proc. Rynek oczekiwał wzrostu o 1,4 proc. Sprzedaż detaliczna wzrosła w grudniu o 15,5 proc. rok do roku. To również było mniej od konsens wynoszącego 17,8 proc.
Piotr Bujak, główny ekonomista PKO Banku Polskiego, zwraca uwagę, że w ramach ogólnego hamowania przemysłu widać dużą odporność segmentu eksportowego, w szczególności w tych obszarach, w którym w ostatnich latach Polska doświadczała napływu bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Zdaniem naszego rozmówcy grudniowe dane potwierdzają, że eksport pozostaje relatywnie niewrażliwy na pogorszenie globalnej koniunktury.
W danych o sprzedaży detalicznej specjalista zwraca uwagę, że w grudniu realna dynamika sprzedaży była minimalnie na plusie. W ujęciu realnym rosła w zasadzie tylko sprzedaż dóbr podstawowego użytku – żywności, kosmetyków, farmaceutyków oraz odzieży i obuwia. To te kategorie towarów, w których odczuwalny jest napływ uchodźców z Ukrainy i związany z tym wzrost populacji Polski o 4-5 proc. w 2022 r. Natomiast coraz wyraźniejszy jest realny spadek sprzedaży dóbr trwałego użytku. W przypadku mebli i sprzętu RTV/AGD spadki są już dwucyfrowe. To pokazuje, że pogorszenie sytuacji gospodarstw domowych i spadek realnych dochodów przekłada się wyraźnie na ograniczenie konsumpcji.
– Z punktu widzenia bieżącej sytuacji gospodarstw domowych to nie jest dobra informacja, ale jest to dobra informacja z punktu widzenia szans na opanowanie inflacji przez ograniczenie fundamentalnej presji inflacyjnej związanej z popytem. Szczególnie w połączeniu z danymi z piątku o zaskakująco niskiej dynamice płac w grudniu 2022 r. [10,5 proc. r/r wobec oczekiwanych 12,5 proc. – red.]. Łącznie piątkowo-poniedziałkowy zestaw danych za grudzień wspiera tezę, że rok 2023 może stać pod znakiem wyraźnego spadku inflacji – ocenia Piotr Bujak.
Giełdowy dwugłos
Warszawska giełda szła w górę od samego rana. Można to wiązać z wzrostowym piątkiem na Wall Street. Im więcej czasu mijało jednak od publikacji GUS, tym indeksy GPW były wyżej, przy czym działo się to jeszcze sporo przed otwarciem amerykańskich parkietów.
– Produkcja przemysłowa i sprzedaż detaliczna zaskoczyły negatywnie, ale były to pozytywne informacje dla rynku kapitałowego. Jeżeli bowiem produkcja spada bardziej niż oczekiwał rynek, to oznacza, że gospodarka zaczyna wyhamowywać. W związku z tym rośnie prawdopodobieństwo dalszego spadku inflacji, a co za tym idzie jest szansa na zakończenie cyklu podnoszenia stóp procentowych. Mamy więc nieco paradoksalną sytuację. Negatywne dane gospodarcze sprawiają, że giełda reaguje pozytywnie, ponieważ cały czas jest napędzana głównie obawami o inflację, politykę monetarną i podnoszenie stóp procentowych. Obawy o recesją zdają się być spychane na dalszy plan – komentuje Maciej Kietliński, ekspert rynku akcji w XTB.
Według Mikołaja Stępniewskiego, zarządzającego funduszami w Investors TFI, dane GUS nie wróżą jednak dobrze dla giełdy.
– Poniedziałkowe dane z polskiej gospodarki były relatywnie słabsze od oczekiwań, wpisują się w narrację o spowolnieniu gospodarczym i rozpoczęciu schładzania inflacji. Gorsze dane o konsumpcji detalicznej należy łączyć z piątkowym negatywnym zaskoczeniem po stronie wynagrodzeń. Skala zaskoczenia nie była jednak na tyle duża, by dane te miały istotny wpływ na sytuację rynkową. Mimo to należy je kierunkowo interpretować jako wspierające dla rynku obligacji skarbowych oraz negatywne z perspektywy rynku akcji – zaznacza Mikołaj Stępniewski.
Przetarg zrobił swoje
Obligacje skarbowe w poniedziałek akurat taniały (ich rentowności rosły).
– Z perspektywy krajowego rynku obligacji skarbowych zdecydowanie ważniejszy był poniedziałkowy przetarg obligacji. Ministerstwo Finansów sprzedało obligacje za prawie 8,5 mld zł przy popycie ponad 12 mld zł. Bardzo duża skala aukcji zaspokoiła dużą część popytu i odpowiadała za wzrost rentowności obligacji w ciągu dnia – wyjaśnia Mikołaj Stępniewski.
Złoty w poniedziałek nieznacznie tylko stracił na wartości. O godz. 16 za euro płacono 4,71 zł, dolara 4,34 zł, a franka 4,70 zł.